Dzień dobry!
To niesamowite uczucie od nowa publikować swoje teksty, sprawia mi to ogromną przyjemność! Powrót do pisania po latach początkowo wydawał mi się szaleństwem, ale teraz dosłownie nie wyobrażam sobie życia bez pisania!
Mam nadzieję, że tekst się Wam spodoba!
Miłego czytania,
Ch.P.
W deszczowy dzień w Nowym Jorku, część 1.
***
Madison Magic
Avenue było zupełnym przeciwieństwem ulicy Pokątnej. Magiczna część Nowego
Jorku błyszczała chromem, pięła się w górę rzędami wieżowców i zachwycała
panującym tutaj gwarem.
Hermiona
Granger stanęła na schodach swojego hotelu i przez dobre kilka minut nie wiedziała
co ma ze sobą począć. Czuła się przytłoczona i jednocześnie onieśmielona ulicą.
Czarodzieje nie wyróżniali się praktycznie w ogóle od mugoli, nie nosili
typowych w Anglii szat, kapeluszy czy powiewających na wietrze płaszczy. W
duszy była wdzięczna za to, że postawiła na zwyczajne ubrania, a nie żadne
wyszukane czarodziejskie szaty.
Spojrzała na
swój hotel, The Empire sięgał chmur,
patrząc w górę Hermionę lekko zemdliło, aż musiała złapać się mocniej barierki
umieszczonej przy schodach.
Mocniej opatuliła
się płaszczem i szalem i ruszyła w prawo, mając nadzieję na znalezienie jakiejś
przestronnej i ładnej kawiarenki, w której mogłaby zjeść lunch, a właściwie,
zgodnie z godziną w Nowym Jorku, śniadanie.
Hermiona
liczyła na to, że spędzi w Nowym Jorku przyjemny czas z Ronem. Miała nadzieję,
że zbliżą się do siebie i być może uda się im – głownie jej – pokonać tę
barierę, która sprawiała, że na przełomie ostatnich kilku lat schodzili się i
rozchodzili parokrotnie…
Ron zawsze był
jej bliski, byli świetni jako przyjaciele, ale w związku zawsze coś w końcu się
między nimi psuło…
Hermiona
westchnęła głośno i zatrzymała się przed jedną z kawiarni. Złoty centaur wyglądał całkiem zachęcająco. Bez zastanowienia
weszła do przytulnie wyglądającego pomieszczenia. Ściany miały odcień mlecznej
czekolady, podłogi pokrywało ciemnie drewno, ale jasne meble i duże, białe i
puchate dywany wybijały się na tym tle idealnie.
Zajęła stolik
w rogu i przesuwając wazonik z kwiatkiem zrobiła sobie miejsce na blacie na
długopis i broszurkę o czarodziejskim Nowym Jorku.
– Witamy w
Złotym Centaurze, czy mogłabym przyjąć pani zamówienie? – spytała kelnerka,
kątem oka spoglądając na broszurkę rozłożoną przed Hermioną.
Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało. Nie miała
jeszcze okazji zapoznać się z kartą.
– O, proszę
nie patrzeć! – szepnęła niby konspiracyjnie kelnerka. – Przygląda się pani
bardzo przystojny mężczyzna!
Hermiona bez
zastanowienia odwróciła głowę w stronę dużego okna, spodziewała się zobaczyć Rona,
zamiast tego natrafiła na spojrzenie Draco Malfoya!
Draco
widocznie się zmieszał, strząsnął niewidoczny kurz z płaszcza i czym prędzej
oddalił się od okna kawiarni.
– O jejku –
sapnęła zawiedzona kelnerka. – Przestraszył się, bardzo mi przykro.
Hermiona wciąż
spoglądała na ulicę, zupełnie zaskoczona. Na pewno nie spodziewała się Draco
Malfoya w Nowym Jorku! Trybiki w jej głowie od razu zaczęły szybko pracować. Co
Malfoy robił w Stanach? Jaki był cel jego wizyty? Ile by dała za to, by się
tego dowiedzieć!
– Proszę pani?
– Kelnerka próbowała zwrócić na siebie uwagę Hermiony. – Czy mogę przyjąć pani
zamówienie?
Hermiona
zaczerwieniła się lekko, przyłożyła chłodną dłoń do policzka i w końcu
spojrzała się na kelnerkę.
– Poproszę
sałatkę i sok.
Kelnerka
zmrużyła oczy, zlustrowała Hermionę od góry do dołu i w końcu zanotowała jej
zamówienie.
Myśli Hermiony
znów zawędrowały do Malfoya. Ich kontakt może i był nikły, ale nie byłaby sobą,
gdyby nie zaspakajała swojej ciekawości! Z tego, co wiedziała Malfoy od roku
zarządzał stworzoną przez siebie firmą. W końcu zainwestował w coś innego niż
on sam i otworzył sklep z eliksirami w kilku europejskich miastach. Hermiona
szczerze ubolewała nad tym, że nie lokalizował ich w Wielkiej Brytanii,
przypuszczała, że obawiał się, że jego nazwisko uniemożliwi mu odpowiedni
rozwój interesu.
Malfoy zawsze
był dobry w eliksirach, a skoro zainwestował w takie przedsięwzięcie czas i
pieniądze, eliksiry musiały być dla niego również pasją. Przypomniał jej się
ostatnio czytany artykuł we francuskim czasopiśmie naukowym dotyczący nowych
faktów w dziedzinie zastosowania smoczej krwi. Od czasów Albusa Dumbledore’a i
opracowanych przez niego dwunastu zastosowań nikt nie podejmował tego tematu,
wszyscy sądzili, że smocza krew nie będzie miała już większej ilości
zastosowań! A tu zjawił się Francuz, który oczywiście musiał podjąć wyzwanie i
udowodnić, że jest lepszy niż Brytyjczyk. Ile by dała by porozmawiać o tym
artykule z kimś kto się zna! Harry i Ron mieli po dziurki w nosie jej wywodów,
Ginny nie przepadała za eliksirami, a reszta jej znajomych wolała bardziej
przyziemne tematy…
Hermiona
oparła podbródek na dłoni i zaczęła stukać palcem wskazującym w policzek. Drugą
dłonią wybijała rytm na blacie. Ciekawe czy Malfoy miał dziś spotkanie w Nowym
Jorku, może dotyczyło ono otwarcia nowego sklepu? Merlinie, ale by chciała
wziąć udział w takim spotkaniu! Zobaczyć na własne oczy jak Malfoy przechadza
się po sklepie, który planuje kupić, rozmyśla gdzie ustawić gablotki ze
składnikami, a gdzie gablotki z kamieniami leczącymi!
A może wręcz
przeciwnie spotykał się dziś z potencjalnymi dostawcami składników do
eliksirów. Czy spotykał się z zielarzem, a może z treserem smoków, który mógłby
dostarczać mu krew od osobników zamieszkujących góry Adirondack. Hermiona aż
westchnęła z zachwytu. Ten łańcuch górski położony był w północno-wschodniej
części stanu Nowy Jork, wiele rzek zaczynało tam swój bieg, między innymi rzeka
Hudson. To miejsce szczególnie upatrzyły sobie wodne smoki lodowe, które były
niemalże niespotykane w Europie!
Kelnerka
postawiła przed Hermioną jej zamówienie. Hermiona zmarszczyła brwi i z
niezadowoleniem przemieszała widelcem te powiędłe liście sałaty i zaledwie
jednego pomidorka.
Chrząknęła,
napiła się soku i bez słowa zaczęła zbierać swoje rzeczy do torby. Zostawiła na
blacie kilkanaście sprinków, waluty stosowanej w Stanach. Aż poczuła ukłucie
żalu na myśl o tym, że musiała płacić za tę zwiędłą zielenię!
W dłoni trzymała broszurkę, zgodnie z małą
mapką umieszczoną na jednej ze stron Hermiona była zaledwie o kilka kroków od
czarodziejskiej nowojorskiej biblioteki! Jej serce aż spuchło na myśl o tym, że
zatonie w tych wszystkich rękopisach, wiekowych księgach i starych powieściach.
Zagrzmiało.
Hermiona
czym prędzej ruszyła w kierunku biblioteki. Madison Magic Avenue było długą i
szeroką ulicą, nie miała ona żadnych rozgałęzień, ani nie przecinały jej żadne
mniejsze uliczki. Magiczna dzielnica ciągnęła się równolegle do mugolskiej Madison
Avenue, swój początek zaczynała tak jak mugolska ulica na skrzyżowaniu Madison
Square z 23. ulicą, po czym biegła w kierunku północno-zachodnim do Madison
Brigde na rzece Harlem. Hermiona była za to wdzięczna Merlinowi, ponieważ
dzięki takiemu rozkładowi mogła uniknąć błądzenia po mieście niczym dziecko we
mgle!
Szła
kilka minut tylko po to by zatrzymać się na środku Madison Magic Avenue z
zachwytem, gdy w końcu wypatrzyła wielki szyld biblioteki!
Hermiona
złapała się za serce. Gmach biblioteki wyróżniał się na tle nowoczesnej
zabudowy, z dwóch stron otaczały go wysokie szklane budynki, zaś sama
biblioteka była raczej klasyczna. Duże, białe schody pięły się w górę, a kolumny
podtrzymywały sklepienie. Na ścianach budynku Hermiona już z daleka mogła
dostrzec ruchome, wijące się i skręcające rysunki!
–
Jestem w niebie! – szepnęła do siebie i wbiegła po schodkach biblioteki. Nagle
zderzyła się z kimś boleśnie.
Hermiona
zachwiała się i spadłaby ze schodów, gdyby nie silne dłonie, które w porę
owinęły się wokół jej tali i unieszkodliwiły jej upadek. Zamarła, gdy spojrzała
wprost w szare oczy Draco Malfoya.
–
Cholera, Granger, tylko ty możesz biec do biblioteki nie patrząc przed siebie –
mruknął. Wciągnął ją na kolejny stopień i stabilnie postawił.
Hermiona
wyrwała mu się z oburzeniem.
–
Co ty tu robisz! – zapiszczała, poprawiając swój płaszcz.
Draco
spojrzał na nią z wyraźnym rozbawieniem, kącik jego ust wykrzywił się w
półuśmiechu.
–
Jak cywilizowany czarodziej schodziłem po schodach, dopóki jakaś czarownica nie
zaczęła zgrywać tarana i nie wbiegła na mnie z impetem! – Mrugnął do niej
lekko. – Wiesz, wyglądałaś całkiem uroczo, przebierając tak tymi krótkimi
nóżkami w obcasach. Myślałem, że mnie wyminiesz, ale ty niczym nosorożec
zmierzałaś prosto do celu.
Hermiona
zaczerwieniła się wściekle i głośno wciągnęła powietrze. Draco jednak machnął
na nią ręką i niczym niewzruszony kontynuował dalej:
–
Wiesz w pewnej chwili obawiałem się o swoje życie, a w kolejnej o drzwi tej
biednej biblioteki. Jestem prawie pewien, że z podekscytowania byłabyś w stanie
wywarzyć drzwi i wpaść do biblioteki jak jakaś rozwścieczona lwica.
–
Daj spokój, Malfoy – prychnęła Hermiona. – Takie żarciki nie są w twoim stylu.
Draco
nagle spojrzał na nią dziwnie, odsunął się gwałtownie i podrapał po szyi.
–
Cóż – chrząknął, przybrał wyraz chłodnego zdystansowania – następnym razem po
prostu uważaj, Granger. Miłego dnia.
Hermiona
spojrzała na niego zaskoczona. Zrobiło jej się głupio. W jej głowie zaświtała
dziwna myśl: A co jeśli Malfoy traktował ją z dystansem dlatego, że to ona była
wobec niego chłodna i wyjątkowo obojętna. Zagryzła wargę, nie chciała, żeby
czuł się w jej obecności niekomfortowo.
Cholera.
Odwróciła
się czym prędzej do mężczyzny, ale ten już schodził w dół pokonując kilka
schodków na raz.
–
Hej, zaczekaj!
Hermiona
szybko popędziła za nim i złapała go za ramię. Spojrzał na nią z
niezrozumieniem. Z żalem zobaczyła, że w jego oczach nie igrał już ten figlarny
błysk, a jedynie lśniła smętna obojętność. Uśmiechnęła się do niego lekko.
–
Nie sądziłam, że wybierasz się akurat do Nowego Jorku, Malfoy.
Draco
chrząknął.
–
Mam tutaj umówione spotkanie.
Oczy
Hermiony zalśniły.
–
Teraz? – spytała, a gdy Draco pokręcił głową, uśmiechnęła się szerzej. – Co
robiłeś w bibliotece, jeśli mogę spytać?
Draco
wpatrywał się w nią kilka dłuższych chwil. Nie za bardzo rozumiał, o co
chodziło Granger. Od lat nie zamienili ze sobą więcej niż kilku słów; z reguły
były to zwykłe słowa powitania i pytanie o samopoczucie.
–
Szukałem pewnych artykułów – mruknął Draco i zarumienił się lekko, gdy dodał: –
Nie mogłem ich jednak nigdzie zlokalizować, a bibliotekarka była jędzą i nie chciała
mi pomóc.
Hermiona
zaśmiała się głośno.
–
Chodź, Malfoy, z przyjemnością pomogę ci znaleźć to, czego szukasz.
Draco
spojrzał na nią sceptycznie. Wpatrywał się w jej oczy z tym wyrazem chłodnego
zdystansowania. Hermiona jednak wciąż uparcie się do niego uśmiechała. Ich
spotkanie w Nowym Jorku nie mogło być przypadkiem. Może to los uśmiechnął się
do niej i po pierwsze dał jej szansę na zawarcie nowej znajomości, a po drugie
dał jej towarzysza podróży!
I
na Merlina ona po prostu musiała porozmawiać z Malfoyem o tym artykule z
francuskiego Mistrza eliksirów!
–
Byłaś kiedyś w tej bibliotece? – spytał Draco.
Hermiona
roześmiała się głośno.
–
Nie, ale jestem Hermioną Granger, książki po prostu same wpadają mi w rączki, tak
do mnie lgną.
***
Hermiona
Granger po prostu kochała czytać. Uwielbiała zapach papieru, szelest kartek,
dotyk szorstkich okładek pod opuszkami palców.
Biblioteka
była miejscem, w którym Hermiona Granger potrafiła odnaleźć się zawsze i
wszędzie. Niezależnie od dnia, pory, czy miejsca. Po prostu wchodziła między
regały, tonęła w cudownych tomiszczach i dosłownie była w niebie.
Nowojorska
biblioteka czarodziejów była ogromna! To co Hermiona widziała z zewnątrz było jedynie
złudzeniem tego jak olbrzymia była w środku! Po wejściu do biblioteki Hermionę
od razu uderzył ten charakterystyczny zapach papieru. Merlinie, wiele by dała
za to, by ktoś stworzył świeczkę o zapachu książek!
Główny
hol biblioteki oświetlały podwieszone pod sufitem lampy, na samym środku
znajdowały się wielkie marmurowe schody, które pięły się ku górze i rozchodziły
na boki. Po lewej stronie holu stało kilka biurek, przy których kręcili się
bibliotekarze. Hermiona prychnęła, gdy jedna z bibliotekarek zlustrowała ją od
góry do dołu.
Naprzeciwko
stanowisk bibliotekarzy stało kilka stoliczków i kanap, tuż obok nich znajdował
się ogromny łuk prowadzący do czytelni. Kątem oka Hermiona dostrzegła, że
czytelnia wygląda na niemal dwa razy większą niż hogwarcka Wielka Sala!
Biblioteka czarodziejów w Nowym Jorku szczyciła się tym, że była jedną z największych
bibliotek publicznych na całej półkuli północnej, a do tego była najważniejszym
ośrodkiem naukowo-badawczym obu Ameryk!
Widząc
ten przepych, wsłuchując się w cichutkie oddechy zaczytanych ludzi, spokojne
postukiwanie obcasów i szelest przewracanych stron, Hermiona Granger mogła
jedynie okręcić się wokół własnej osi, spojrzeć na Draco rozmarzonym wzrokiem i
uśmiechnąć się do niego szeroko.
–
Nawet nie wiesz jak kocham książki! – szepnęła.
Draco
zaśmiał się pod nosem i spojrzał na nią zupełnie inaczej. Cieplej, przyjaźniej.
Hermiona wydawała mu się całkiem urocza, zwłaszcza w tej chwili gdy tak słodko
zachwycała się książkami i czymś tak przyziemnym jak zwykła biblioteka!
–
Więc jak, Granger, będziesz w stanie się tutaj odnaleźć?
Hermiona
posłała mu piorunujący uśmiech.
–
Oczywiście, że tak, Malfoy! – zawyrokowała i czym prędzej pognała w kierunku
jednej z bibliotekarek.
Draco
zmrużył lekko oczy i ruszył za nią. Nie do końca wiedział, co tak właściwie się
właśnie działo. Granger od lat traktowała go z góry, była chłodna,
zdystansowana i wyjątkowo oziębła. Parę razy próbował zebrać się na odwagę i
porozmawiać z nią szczerze, jednak zawsze jej spojrzenie było niepewne i
lodowate. Postanowił, więc traktować ją w ten sam sposób. Był Malfoyem, oni nie
narzucali nikomu swojej obecności.
Skłamałby
gdyby powiedział, że nie cieszył się z tego, że wpadli na siebie w Nowym Jorku.
Granger dosłownie spadła mu z nieba! Miał ważne spotkanie z kilkoma wpływowymi
osobistościami z MACUSA, ważyły się losy jego kolejnego sklepiku z eliksirami,
tym razem chciał otworzyć go właśnie tutaj, w Nowym Jorku, na Madison Magic
Avenue… Tylko że amerykańskie ministerstwo było wyjątkowo negatywnie nastawione
względem inwestorów z zagranicy. Ich prawo magiczne było zawiłe, skomplikowane
i cóż, trzeba było w większości posługiwać się różnymi kruczkami i kazusami.
Potrzebował więc szybkiej powtórki z amerykańskiego magicznego kodeksu prawa
handlowego.
–
Czego szukamy, Malfoy? – spytała Hermiona, a stojąca obok niej bibliotekarka
spojrzała na niego wyczekująco.
Draco
odchrząknął i spojrzał niepewnie na kobiety.
–
Amerykańskie prawo handlowe.
Bibliotekarka
pochyliła się, poprawiła okulary i rzuciła znudzonym głosem:
–
Dział piąty, regały od szesnastego do osiemnastego, piętro trzecie.
Hermiona
rzuciła kobiecie szybkie podziękowanie i pognała we wskazanym kierunku. Ciągnęła
za sobą Draco, a ten ledwie za nią nadążał.
Gdy
w końcu stanęli na trzecim piętrze, Hermiona puściła jego nadgarstek, zdjęła
swój płaszcz i przewiesiła go sobie przez ramię.
–
Czy planujesz otworzyć w Nowym Jorku sklep? – spytała, wyraźnie podekscytowana.
Draco
kiwnął głową i lakonicznie odparł, że owszem, planuje.
–
To świetnie, że na siebie wpadliśmy. Jestem pewna, że mogę ci pomóc, tak się
składa, że pomagałam Rolfowi Skamanderowi, gdy miał małe problemy ze swoim
sklepem zoologicznym. Amerykanie doprawdy lubią sobie utrudniać życie, ich
prawo wydaje się być zawiłe, ale jeśli odpowiednio wczytasz się we wszystkie
artykuły jest całkiem logiczne.
Draco
znów tylko kiwnął głową, nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić.
Hermiona
zobaczyła jego zakłopotanie i skuliła się w sobie. Malfoy na pewno czuł się
przytłoczony jej zachowaniem, zarumieniła się niczym piwonia.
–
Malfoy – zaczęła, a w jej głosie wyczuwalne było napięcie – wiesz, jeśli nie
masz nic przeciwko pomogę ci z tymi kodeksami, to będzie dla mnie przyjemność,
naprawdę…
Hermiona
przygryzła wargę, Draco wyglądał jakby za chwilę miał od niej uciec.
–
Nie musisz tego robić, Granger – zaczął wyjątkowo cicho. – Nie chcę zajmować
twojego czasu i wiem, że zapewne wolałabyś być gdzieś indziej… Spędzać czas z
kimś innym niż ja, rozumiem to doskonale.
Hermiona
aż westchnęła zaskoczona, podeszła do niego tak blisko, że dzieliło ich
zaledwie kilka centymetrów.
–
Malfoy, czy ty myślisz, że ja… Czy uważasz, że ja dalej… Jestem… – Gubiła się w
słowach.
–
Czy myślę, że dalej mnie nienawidzisz? – spytał Draco z lekkim rozgoryczeniem.
– Tak, dałaś to kilka razy dobitnie do zrozumienia.
Hermiona
odsunęła się od niego gwałtownie. Ona go nie nienawidziła! Merlinie, czy to
możliwe, że przez te kilka ostatnich lat chłodne zachowanie Malfoya było
podyktowane tym, jak ona się wobec niego zachowywała?
–
Malfoy, to nie tak.
Draco
wzruszył ramionami.
–
Zawsze to ja pierwszy witam się z tobą, ty natomiast zawsze wyglądasz tak jakby
perspektywa rozmowy ze mną wywoływała u ciebie mdłości. – Hermiona zbladła, a
Draco dalej kontynuował: – Wiele razy po wojnie chciałem do ciebie podejść i
poprosić cię o spotkanie, właściwie przeprosić i spróbować zacząć od nowa, ale
zawsze traktowałaś mnie chłodno, cóż, założyłem, że po prostu nie chcesz mieć
ze mną nic wspólnego – Draco rzucił te słowa niby mimochodem, ale Hermiona
dostrzegła skrywający się pod nimi ból.
–
Merlinie, to wszystko nie tak!
Draco
jedynie uśmiechnął się z wymuszeniem.
–
Spokojnie, Granger, rozumiem doskonale. Także cóż, dziękuje za pomoc w starciu z
tą jędzowatą bibliotekarką, ale nie musisz mi już dłużej pomagać. Poradzę
sobie.
Hermiona
złapała go za ramię, gwałtownie potrząsnęła głową, a jej loki zafalowały wokół
niej niczym welon.
–
Merlinie, to nie tak! Malfoy, ja nigdy nie chciałam, żebyś tak to odebrał! –
zaczęła, mocno ścisnęła jego ramię i pochyliła się do niego bliżej, Draco mógł
dostrzec piegi na jej policzkach. – Po wojnie nie za bardzo wiedziałam jak cię
traktować, ale nigdy nie miało to nic wspólnego z nienawiścią czy złością na
ciebie! Owszem, byłam zdystansowana, nie potrafiłam ci do końca zaufać, może
troszkę bałam się tego, że nagle wróci cała twoja nienawiść do mnie… –
Potrząsnęła głową. Zagryzła wargę, po czym podjęła temat od nowa: – Ale głównie
wynikało to z tego, że ile razy nie spojrzałam na ciebie wydawałeś się
zagubiony, myślałam, że męczą cię jakieś wyrzuty sumienia i nie chciałam żebyś
czuł się niekomfortowo w moim towarzystwie.
Draco
zmrużył oczy i oblizał wargi w skupieniu. Uniósł wyżej podbródek i spojrzał na
Hermionę nieco zaskoczony.
–
Czyli nie nienawidzisz mnie?
–
Oczywiście, że nie! Daj spokój, Malfoy, minęło już tyle lat, byłabym
małostkowa, gdybym tyle czasu żywiła urazę.
Draco
kiwnął głową.
–
Cóż, dobrze… Czyli – podrapał się po policzku – wychodzi na to, ze od paru lat
oboje byliśmy w błędzie.
Hermiona
uśmiechnęła się nieśmiało.
–
Na to wychodzi, wydaje mi się, że w takim razie musimy nadrobić stracony czas.
Brakuje mi wśród przyjaciół intelektualistów, z którymi mogłabym podyskutować o
eliksirach – rzuciła lekkim tonem.
Draco
poczuł dziwne ukłucie w sercu, w jego oczach zalśniła nadzieja i pewna
figlarność, odsunął się od Hermiony i wyciągnął do niej dłoń.
–
Draco Malfoy, intelektualista i spec w dziedzinie eliksirów, miło mi panią
poznać.
Hermiona
uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła jego rękę.
–
Hermiona Granger, mądrala i spec w zdecydowanie zbyt wielu dziedzinach, mi
również jest bardzo miło, panie Malfoy.
Draco
zaśmiał się głośno, słysząc słowa Hermiony. Mrugnęła do niego, coś czuła, że
jednak jej pobyt w Nowym Jorku nie będzie zbyt samotny.
***
Draco
Malfoy skłamałby gdyby powiedział, że nie podziwiał Hermiony Granger.
Skłamałby
i to ogromnie!
Cóż,
prawda była taka, że Draco od lat był pod urokiem tej wiedźmy. Podziwiał w niej
jej upór, zaangażowanie, oddanie i ten piekielnie genialny umysł. Hermiona
Granger nie była po prostu mądra, ona była diabelnie mądra! Sama Rowena nie
pogardziłaby takim umysłem.
Ale
Granger była też irytująca, na swój sposób wyjątkowo słodko irytująca. Minęła
zaledwie godzina od ich szczerej rozmowy na schodach nowojorskiej biblioteki, a
ich relacje nagle zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni!
Uśmiechnął
się pod nosem, słusznie przypuszczał, że Granger okaże się idealną osobą do
długich dyskusji. Pluł sobie w brodę, że tak późno przedstawił jej swoje
odczucia. Być może, gdyby wcześniej zdecydował się z nią porozmawiać, od lat
cieszyliby się wzajemną przyjaźnią. Po tej godzinie czuł się w jej towarzystwie
doskonale. Nie był nawet minimalnie zdystansowany, a już tym bardziej
zdenerwowany. Wręcz przeciwnie, wydawało mu się, że zna tę czarownicę
doskonale. Jakby ostatnie lata krążenia wokół siebie na paluszkach i odnoszenia
się do siebie ze szczególną uprzejmością, nigdy nie miały miejsca.
Merlinie,
jakie to szczęście, że wpadli na siebie w Nowym Jorku!
Właśnie,
w Nowym Jorku. Draco zmrużył oczy, odsunął od siebie kodeks, który aktualnie
przeglądał i spojrzał na Hermionę.
–
Granger, właściwie… Co ty tutaj robisz?
Hermiona
uniosła głowę, oparła łokcie na stole, a następnie dłońmi podparła policzki.
–
Co masz na myśli?
Głos
Hermiony wydawał się śmiesznie niski, Draco parsknął mimowolnie.
–
Co robisz w Nowym Jorku?
Hermiona
opuściła dłonie, odchyliła się w fotelu i spojrzała na Draco uważnie.
–
Przyjechałam z Ronem, miał dziś przeprowadzić wywiad z Katherine Waterston,
zaplanowałam nam całkiem miły weekend, ale cóż – w głosie Hermiony zabrzmiało
rozgoryczenie – plany się nieco zmieniły. Panna Waterston skorzystała z wiedzy
o tym, że będziemy z Ronem już od rana w mieście i zaprosiła go na spotkanie
dużo szybciej.
Draco
kiwnął lekko głową i uważnie jej się przyjrzał. Wyglądała na raczej znudzoną,
nie zazdrosną czy zakochaną. Zanim zdążył się ugryźć w język zadawał jej bardzo
osobiste pytanie:
–
Od kiedy znów spotykasz się z Weasleyem? Ostatnio Prorok nagłaśniał wasze
rozstanie…
Hermiona
oparła podbródek na jednej dłoni, drugą zaczęła przeczesywać swoje włosy i
mielić w palcach poszczególne pukle. Draco z zaskoczeniem zauważył, że takie
zachowanie było cholernie seksowne. Poczuł, że jego policzki zaczynają lekko
płonąć. Może jednak lekko skłamał….
Draco
nie tylko od lat podziwiał Hermionę Granger.
Był
nią od lat zauroczony i oczarowany. Chyba nawet trochę stracił dla niej głowę…
–
Wiesz – zaczęła Hermiona – z Ronem bywa różnie. Jesteśmy świetni w przyjaźni,
ale związek… – Chrząknęła lekko. – Cóż, to nam nie wychodzi…
Draco
kiwnął głową, pochylił się bardziej w jej kierunku i spojrzał z wyczekiwaniem.
–
Wiesz po wojnie zeszliśmy się od razu, byliśmy ze sobą cały rok, aż w końcu coś
się popsuło. A przynajmniej ja zauważyłam, że coś między nami zaczęło nie grać…
Ron zawsze był oddany, chyba troszkę się załamał, gdy zaproponowałam rozstanie
i powrót do przyjaźni…
Hermiona
dalej bawiła się włosami, a Draco zamiast skupiać się na jej słowach, skupiał
się na tym jak jej długie, smukłe palce sunęły po jej lokach. Poczuł nagle dziwną chęć sięgnięcia do niej i
okręcenia sobie wokół palca jednego pukla jej włosów. Merlinie, ogromnie chciał
sprawdzić, czy w rzeczywistości były tak miękkie, na jakie wyglądały!
–
Wiesz – kontynuowała Hermiona – byliśmy przyjaciółmi przez długi czas i
wydawało się, że wszystko jest dobrze. Ron z nikim się nie spotykał, ale ja
próbowałam. Miałam kilku chłopaków, ale wszystkie te związki okazywały się
jednymi wielkimi niewypałami. Rok temu Ron zaproponował, żebyśmy znowu spróbowali.
– Hermiona roześmiała się głośno. – Spotykaliśmy się miesiąc, zanim znów ze
sobą zerwaliśmy. A później ta sytuacja powtórzyła się znowu. Ron zaproponował,
że od nowa będziemy pracować nad związkiem, ja się zgodziłam, a później i tak
nie wychodziło.
Hermiona
westchnęła głośno i zaczęła paznokciami stukać o blat stołu przy którym
siedzieli.
–
Mam wrażenie, że schodzimy się ciągle nie dlatego, że coś do siebie czujemy,
ale dlatego, że jest to wygodniejsze, znamy siebie na wylot, wszyscy w sumie
tego od nas oczekują… I tyle. Koniec.
Draco
spojrzał na nią z niedowierzeniem.
–
Granger, nie obraź się, ale zdajesz sobie sprawę z tego, jak żałośnie to brzmi?
Twój związek z Weasleyem to chyba dosłownie jakiś żart!
Hermiona
przerzuciła loki na prawą stronę, dając tym samym Draco doskonały widok na jej
smukłą szyję. Zaczęła bawić się wisiorkiem, nawet nie patrząc na Draco.
–
Może trochę… Ron jest… Ron jest bezpieczną opcją. Próbowałam spotykać się z
innymi mężczyznami po naszym pierwszym rozstaniu, ale zawsze kończyło się to
jedną wielką klapą… To strasznie frustrujące, poznawać kogoś, angażować się w
relację, a później przeżywać całkiem spory zawód. Rona znam na wylot i wiem
doskonale czego się po nim spodziewać. – W końcu uniosła głowę i spojrzała
Draco prosto w oczy. – Jestem pewna, że w końcu dojdziemy do tego jak ze sobą
współgrać.
Draco
pokręcił głową.
–
Granger, brzmisz jak siedemdziesięcioletnia babcia, która od lat żyje z
mężczyzną, którego nie kocha tylko, dlatego, że czuje się za staro, na to by od
niego odejść.
Hermiona
roześmiała się głośno.
–
No cóż, Malfoy, pożyjemy zobaczymy. Kto wie, może spotkam w końcu mężczyznę,
który sprawi, że całkowicie zapomnę o Ronie.
–
Jaki by musiał być? – spytał wyraźnie zaciekawiony Draco.
Hermiona
odchrząknęła i zaczęła się głośno zastanawiać.
–
Cóż, na pewno musiałby być zabawny. Wbrew pozorom nie jestem tak sztywną i
pruderyjną osobą, za jaką mieli mnie wszyscy w szkole. Oczywiście musiałby być
inteligentny, wygadany, wyrozumiały. Powinien kochać książki. Byłoby miło,
gdyby podzielał moje zamiłowanie do nauki.
Draco
bez zastanowienia wszedł Hermionie w słowo:
–
Zdajesz sobie sprawę, że wymieniasz wszystkie cechy, których na pewno nie
posiada Weasley?
Hermiona
zarumieniła się.
–
Jest zabawny!
Draco
prychnął.
–
Tak, jestem pewien, że tym czego pragniesz od życia jest związek z klaunem.
Hermiona
z wrażenia aż przechyliła się na krześle do tytuł. Draco uświadomił sobie, że
być może przesadził, może źle zrozumiał Granger i ta tak naprawdę była po uszy
zakochana w Ronaldzie Weasleyu. W końcu kiedyś za nim szalała. Może tylko mu
się wydawało i nie była w tym związku z przyzwyczajenia.
Zanim
jednak Draco zdążył przeprosić Hermionę, ta roześmiała się głośno. Kręcąc głową
rzuciła mu uroczy uśmiech.
–
Wiesz co, Malfoy, żałuje, że dopiero teraz zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. –
Mrugnęła do niego. – Jesteś całkiem zabawny. Będziemy świetnymi przyjaciółmi.
Draco
uśmiechnął się lekko i wstał z krzesła. Rzucił szybkie zaklęcie, które
skopiowało dla niego kilka fragmentów z kodeksu, który czytał i wsunął sobie te
kopie do kieszeni marynarki. Jędzowata bibliotekarka, która za pierwszym razem
nie chciała za bardzo pomóc mu w szukaniu książek, łypnęła na niego zza regału.
–
Chodź, Granger. Skoro już traktujemy siebie z taką boleśnie uroczą
życzliwością, jestem pewien, że dasz się zaprosić na ciastko i gorącą
czekoladę.
Hermiona
słysząc to poderwała się z miejsca, od razu w jej dłoni pojawiła się mała książeczka.
Draco wskazał na nią dłonią.
–
Co to jest?
Hermiona
poczerwieniała lekko.
–
Cóż, widzisz – zaczęła się lekko plątać – uwielbiam planować. Lubię mieć
idealnie zorganizowany czas, nie ruszam się nigdzie bez kalendarza, notatnika i
broszurki miasta, do którego jadę... Wiesz, w takiej broszurce zaznaczam wszystkie
atrakcje i godne odwiedzenia miejsca.
Draco
pokręcił głową. Oczywiście, że tak robiła. W końcu była Hermioną Granger, małą
miss perfekcyjności. Na jego ustach zagościł uśmiech.
–
Wiec, co zaplanowałaś na pobyt w Nowym Jorku?
Hermiona
z zaangażowaniem rozłożyła broszurkę i bez namysłu zaczęła wszystko czytać na
głos.
–
Więc oczywiście chciałam odwiedzić tę bibliotekę, koniecznie chcę się też
wybrać do księgarni Barnes&Noble! Nie uwierzysz, ale ich główna księgarnia
ma podobno tak samo zaczarowany sufit jak Wielka Sala – mówiła z przejęciem
Hermiona. – Mam w planach również odwiedzić kilka mugolskich miejsc, ale z
Madison Magic Avenue mam na liście jeszcze oczywiście kawiarnię Willy’ego Wonka,
muszę, po prostu muszę, spróbować jego czekolady! Chcę też zajrzeć do paru
mniejszych sklepików – kontynuowała zapalczywie Hermiona – a kolację planowałam
zjeść w restauracji Felix Felicis. Muszę się przekonać czy właścicielka
naprawdę każe swoim kucharzom dodawać płynnego szczęścia do dań.
Draco
kiwnął głową, a Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko.
–
O! – podniosła lekko głos i palcem postukała broszurkę – Miałam zamiar jeszcze
zwiedzić siedzibę MACUSA, to miejsce dodałam w ostatniej chwili, ale
zaintrygowało mnie ogromnie. Tak samo jak dodałam jeszcze – przerwała nagle.
Zatrzasnęła gwałtownie broszurkę i z powrotem wrzuciła ją do kieszeni płaszcza.
Draco
pochylił się w jej kierunku z błyskiem w oku.
–
No dalej, Granger, o czym mi nie mówisz?
Policzki
Hermiony stały się jeszcze bardziej szkarłatne.
–
Nic ważnego, Malfoy, daj spokój.
Draco
uśmiechnął się szeroko.
–
Dalej, Granger, mówiłaś, że możemy być przyjaciółmi, a przyjaciele nie mają
przed sobą tajemnic. Wiesz – rzucił lekkim tonem – przyjaciele sobie ufają.
Hermiona
prychnęła.
–
Jakie to ślizgońskie z twojej strony.
Draco
mrugnął do niej i wzruszył niepozornie ramionami.
–
Raz Ślizgon, na zawsze Ślizgon. Więc, co jeszcze masz na tej swojej pięknej
liście, Granger?
Hermiona
pokręciła lekko głową.
–
Wieczorny spacer po Magicznych Ogrodach i pocałunek pod pomnikiem Walentyny Amour
–m mruknęła tak cichutko, że Draco ledwie usłyszał jej słowa.
Nie
spodziewał się, że Granger okaże się taką romantyczką! Walentyna Amour była amerykańską
mistrzynią eliksirów, która zasłynęła po tragicznych wydarzeniach, które miały
miejsce w jej pracowni. Walentyna warzyła amrotencję, a dokładniej jej
udoskonaloną przez siebie wersję, była o krok od przełomowego odkrycia, jej
eliksir miał mieć długotrwały skutek, który wyleczyć można by było jedynie
odpowiednim wywarem. W pracowni towarzyszyła jej siostra i mąż. Niestety, w
kluczowym momencie warzenia doszło do eksplozji kociołka, a jej siostra i
ukochany nawdychali się oparów eliksiru i zapałali do siebie dziwnym rodzajem
miłości. Walentyna była zdruzgotana, kilka lat próbowała odwrócić skutki tego
nieszczęsnego wypadku, ale nigdy jej się nie udało. W końcu chora z rozpaczy,
żalu i miłości, która teraz pozostawała nieodwzajemniona popełniła samobójstwo.
W
Stanach Walentyna Amoure stała się symbolem tragicznej miłości. Wielu
czarodziejów przybywało pod jej pomnik, aby złożyć tam sobie obietnice, których
nie pokona nawet najsilniejszy eliksir miłosny.
Draco
uśmiechnął się, obszedł stół i podszedł do Hermiony, wyjął z jej dłoni płaszcz
i pomógł go jej założyć.
–
Podobają mi się twoje plany, Granger – mruknął cicho. – Jestem pewien, że mogę
pomóc ci w realizacji kilku. Zacznijmy od tej cudownej kawiarni Willy’ego
Wonka.
***
Kawiarnia
Willy’ego Wonka znajdowała się niedaleko wejścia do Magicznych Ogrodów. Hermiona
już z ulicy czuła ten cudowny zapach parzonej kawy, karmelu i czekolady. Na
myśl o przysmakach, których miała za chwilę skosztować, oblizała usta z
rozkoszą.
Kawiarnia
mieściła się w dużej ceglanej kamienicy, po której piął się bluszcz.
Przeskoczyła kilka stopni na raz, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym
pomieszczeniu, Draco podążał jej śladem. Wnętrze prezentowało się wyjątkowo
uroczo i przytulnie. Pod ścianami stały białe drewniany kufry wyściełane kocami
i obłożone poduszkami, służyły za kanapy, przy nich stały wysokie stoły z
ciemnego drewna, a także duże również drewniane stołki barowe.
Hermiona
pociągnęła Draco w kierunku blatu umocowanego pod oknem, wspięła się na stołek
i powoli zaczęła zdejmować płaszcz i szal.
–
Wolałbym siedzieć na czymś stabilniejszym – mruknął Draco, niechętnie siadając
na barowym stołku, zakołysał się lekko i z paniką chwycił się blatu.
Hermiona
roześmiała się głośno.
–
Daj spokój, w ten sposób mamy idealny widok na to, co dzieje się na ulicy.
Draco
spojrzał na nią kątem oka, wciąż kurczowo trzymając się blatu.
–
Chcesz mnie pogrążyć, Granger, gwarantuje ci, że w końcu spadnę z tego
krzesełka – syknął i poprawił się na stołku. Z roztargnieniem w końcu zaczął
powoli zdejmować płaszcz.
–
Daj spokój, Malfoy, musiałbyś mieć naprawdę kiepską koordynację ruchową, a o
ile dobrze pamiętam, byłeś graczem quidditcha. – Spojrzała na niego wymownie. –
Spodziewałam się po tobie więcej.
Draco
prychnął i ukrył się za kartą z menu. Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie i
zaczęła wybierać sobie przekąskę. Merlinie! Nie wiedziała na co się zdecydować!
Jeszcze te piękne rysunki kusiły ją niesamowicie, te wszystkie słodkości
dosłownie wołały do niej: wybierz mnie! Oblizała usta na myśl o zjedzeniu
tiramisu z malinami na winie, z drugiej strony kusiły ją lody orzechowe z bitą
śmietaną, gorącym sosem karmelowym i solą morską.
–
Malfoy, powiedz, że też nie wiesz na co się zdecydować – szepnęła Hermiona niby
konspiracyjnym tonem.
Draco
uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
–
Wręcz przeciwnie, Granger.
Hermiona
jęknęła i oparła głowę na blacie.
–
Wybierz coś dla mnie, Malfoy – mruknęła. – Inaczej zamówię każdą rzecz z tej
karty tylko po to, żeby spróbować wszystkiego po kawałeczku.
Draco
roześmiał się głośno, ale kiwnął głową i zawołał kelnera. Pochylił się do niego
i zaczął mu wskazywać desery na karcie. Hermiona prychnęła na to ostentacyjnie,
czyli jej ciasto miało okazać się niespodzianką.
Oblizała
usta i uważnie skupiła się na Draco. Znalazła się w doprawdy śmiesznej
sytuacji. Parę godzin temu w Londynie była przekonana, że Malfoy nie może na
nią patrzeć, ich relacja wyglądała chłodno i była pełna dystansu. A teraz,
zaledwie kilka godzin po ich uprzejmej rozmowie w windzie, zachowywali się jak
para przyjaciół i od tak, sobie, siedzieli razem w kawiarni.
Merlinie,
miała ochotę śmiać się w niebogłosy. Ta sytuacja była dosłownie abstrakcyjna.
–
Czy jest we mnie coś intrygującego, że tak mi się przypatrujesz, Granger? –
spytał lekkim tonem Draco.
Hermiona
zamrugała i uświadomiła sobie, że faktycznie wpatrywała się w niego jak w
obrazek. Zarumieniła się lekko, cóż, przynajmniej byłby całkiem uroczym
obrazkiem.
–
Patrzyłam na skrzata. – Hermiona wzruszyła ramionami i pochyliła się w jego
kierunku. – O, zobacz, tego tutaj.
Draco
zmarszczył brwi, ale śledził uważnym wzrokiem Hermionę, która przesunęła się
lekko na stołku i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Złapała średniej wielkości
figurkę świątecznego skrzata. Elfik ubrany był w zielonoczerwony kubraczek, a w
dłoniach trzymał wieniec pleciony z jemioły. Hermiona postawiła go przed sobą.
–
Przyznaj, że jest uroczy?
Draco
pokręcił głową i odchylił się lekko na krześle, od razu poczuł się niepewnie.
Cholera, przeklęta Hermiona Granger.
–
Nie wiem, co ci się w nim podoba, Granger, to zwykła szklana figurka.
Hermiona
machnęła na niego ręką.
–
Nie znasz się. – Zagryzła wargę. – Wiesz, Malfoy, skoro już tu jesteś i wiesz… –
Uniosła dłoń i wskazała na nich. – Skoro już próbujemy się zaprzyjaźnić, to mam
do ciebie pytanie…
–
Śmiało – zachęcił bez zastanowienia Draco.
Hermiona
westchnęła i zaczęła stukać paznokciami o blat, spędzili w swoim towarzystwie
bardzo krótki czas, a już zauważył, że zawsze tak stuka paznokciami, gdy jest
albo znudzona, albo zestresowana.
–
Czytałeś artykuł w „Mistrzu eliksirów”? Ten o zastosowaniu smoczej krwi?
Draco
po prostu nie mógł się nie roześmiać.
–
Czytałem, Granger. – Draco zauważył, że oczy Hermiony zalśniły lekko słysząc tę
informację. Od razu więc dodał: – I uważam że całkiem możliwe jest to, że
smocza krew ma jeszcze kilka nowych zastosowań.
Hermiona
aż podskoczyła na miejscu.
–
Myślisz? Ja uważam, że nie jest to prawdopodobne.
–
Oj, Granger… Popatrz na to z szerszej perspektywy. – Mrugnął do niej, a
Hermiona zarumieniła się wściekle.
–
Ale, Malfoy, zauważ, że Dumbledore odkrył zastosowania z naprawdę wielu dziedzin,
rozumiesz, to wręcz nierealne, żeby ktoś mógł odkryć coś jeszcze! Nie sądzę, że
coś może przebić zastosowanie smoczej krwi, jako środka czyszczącego do pieców
czy odplamiacza.
Draco
uśmiechnął się szeroko i wpatrywał się w Hermionę znacząco.
–
Wiesz, ten Francuz prowadził badania w Ameryce Południowej, spotkał wiele
nowych gatunków smoków.
Hermiona
zmrużyła oczy i zaczęła intensywnie myśleć. Faktycznie, podczas czytania
nazwisko tego Francuza z kimś jej się kojarzyło.
–
O Merlinie! – krzyknęła w końcu, pochyliła się do Draco i złapała go mocno za
kolano. – Czy to możliwe, że odkrył zastosowanie krwi smoka z Galapagos? Tego
gatunku, który podobno wyginął?
Draco
kiwnął głową.
–
Dokładnie tego, Granger.
–
O Merlinie! – krzyknęła znowu, puściła kolano Draco i oparła obie słonie o
blat. – Niesamowite! – zawołała z zachwytem. Nagle gwałtownie się do niego
odwróciła i spytała: – Wiesz co to za zastosowanie? W artykule o tym nie pisał,
wspomniał jedynie, że jest to bardzo możliwe i że planuje podjąć odpowiednie
działania by opatentować to zastosowanie. – Głowiła się Hermiona. – Pisał coś o
tym, że musi przedyskutować te kwestię ze swoim sponsorem.
Draco
uśmiechnął się szerzej.
– Warto mieć sporo galeonów, Granger.
Hermiona
poderwała gwałtownie głowę i spojrzała na niego z fascynacją.
–
Jesteś jego sponsorem?! Malfoy, gdzie byłeś przez tyle lat! Miałabym dzięki
tobie tyle nowinek z pierwszej ręki – zamruczała pod nosem Hermiona.
Draco
szturchnął ją lekko łokciem.
–
Widzisz, Granger, gdybyś tyle lat nie sztyletowała mnie spojrzeniami, kto wie o
ilu niesamowitych badaniach dowiedziałabyś się jako jedna z pierwszych.
Hermiona
wydęła usta, miała jeszcze dodać od siebie kilka słów, ale kelner ruszył w ich
stronę z zamówieniami. Draco spojrzał na nią wyczekująco, gdy kelner postawił
przed Hermioną duży kieliszek z czekoladą i talerzyk z ciastem.
–
Co mi zamówiłeś? – spytała wyraźnie podekscytowana.
Draco
uśmiechnął się szeroko, podsunął jej pod nos talerz.
–
Spróbuj i opisz co czujesz.
Hermiona
od razu chwyciła widelczyk i zanurzyła go w cieście. Spojrzała Draco głęboko w
oczy, skosztowała kawałek i od razu oblizała widelczyk i usta. Z zaskoczeniem
zauważyła, że Malfoy zarumienił się lekko. Nie miała jednak nawet chwili na
zastanowienie się nad jego reakcją, ponieważ ciasto dosłownie rozpłynęło się w
jej ustach.
–
O mój Godryku – zamruczała z zadowoleniem. – Pyszne.
Draco
chrząknął.
–
Co czujesz? – Jego głos brzmiał donośniej niż wcześniej, wyglądał jakby
potrzebował szklanki wody.
–
Karmel i orzechy – odparła bez zastanowienia Hermiona. – Ale zdecydowanie
bardziej czuć karmel… I bezę. – Po chwili zastanowienia dodała jeszcze: –
Jestem też niemal pewna, że czuję tutaj porzeczkę.
Draco
chwycił kartę i rozłożył ją przed nimi.
–
Brawo, Granger. – Wskazał na rysunek. – Zamówiłem ci kruche ciasto z bezą i orzechami,
przekładane karmelem i dżemem porzeczkowym.
Hermiona
zaśmiała się głośno.
–
Jestem w tym całkiem dobra, Ron byłby dumny.
Hermiona
spojrzała na Draco z uśmiechem, który szybko zbladł, gdy zobaczyła jak bardzo
był spięty. Już miała coś dodać, ale Malfoy po prostu uśmiechnął się do niej z
wymuszeniem i wskazał na jej czekoladę.
–
Spróbuj teraz napoju.
Czekolada
okazała się słodka jak miód, ale przy tym niesamowicie pyszna. Długą łyżeczką
naprała sporo bitej śmietany i orzechów, i skosztowała wszystkiego razem.
–
Nie wiem jak ci się to udało, Malfoy, ale trafiłeś idealnie w mój gust.
Cwany
uśmieszek zagościł na ustach Draco.
–
Kto by pomyślał, że Hermiona Granger będzie zachwycać się mleczną czekoladą z
ajerkoniakiem, cynamonem i orzechami.
Hermiona
wzruszyła lekko ramionami.
–
Zapomniałeś wspomnieć o bitej śmietanie.
Draco
tylko pokręcił głową i sam zabrał się za swój napój i deser. Zamówił sobie
cynamonową czekoladę z orzechową posypką, a zamiast ciasta postawił na lody
czekoladowe z gorącymi wiśniami, bitą śmietaną i sosem czekoladowym.
Trafił
wyśmienicie.
Merlinie,
dawno nie pił i nie jadł tak pysznych słodkości.
Nagle
usłyszał głośny śmiech Hermiony.
–
Masz urocze wąsy, Malfoy. – Mrugnęła do niego lekko, na co on od razu się
zarumienił.
Cholera.
Draco
szybko chwycił serwetkę i zaczął wycierać usta. Niemal zanurzył mankiet koszuli
w swoim deserze! Miał ochotę zakląć, nie cierpiał robić z siebie głupca.
Nagle
zarówno Draco jak i Hermiona zamarli. Do ich uszu dobiegł cichutki, piskliwy
głosik nucący w kółko jedno i to samo zdanie:
–
Śmiało, śmiało, całuj, nie żałuj!
Hermiona
pisnęła zaskoczona. Szturchnęła Draco i wskazała dłonią na szklanego elfa. To
on śpiewał te dziwną piosenkę.
–
O co chodzi? – mruknął Draco i spojrzał na Hermionę zdezorientowany, ta
wyraźnie pobladła.
–
Jemioła – szepnęła cicho i wskazała najpierw na elfa, a później na belkę nad nimi.
Draco
miał ochotę zakląć. Jemioła, którą wcześniej trzymał w dłoniach elf zniknęła,
teraz jego dłonie były rozłożone i wskazywały na Draco i Hermionę. Ozdobny
wieniec z jemioły wisiał za to nad nimi i poruszał się lekko w przód i w tył.
Draco był niemal pewien, że jemioła była odpowiednio zaczarowana, byli pod nią
uwięzieni dopóki nie ulegną i się nie pocałują.
Hermiona
zagryzła wargę i spojrzała na Draco zupełnie zmieszana.
–
Musimy się pocałować – mruknęła niepewnie.
Draco
poczuł jak krew napływa mu do policzków, jego puls przyśpieszył, a dłonie
zaczęły się lekko pocić. Miał pocałować Hermionę Granger!
–
Wiem, że tego nie chcesz, Malfoy, ale…
Draco
przerwał Hermionie bez zastanowienia:
–
Merlinie, jasne, że chcę, Granger! – zawołał gorliwie, Hermiona podskoczyła na
jego wyznanie i spojrzała na niego zupełnie zdezorientowana.
Draco
zarumienił się jeszcze mocniej.
–
To znaczy, musimy to zrobić, wiesz, nie możemy tu utknąć, cóż, tak… – Plątał
się w słowach. – Po prostu to zróbmy! – zapiszczał.
Draco
bez zastanowienia pochylił się w kierunku Hermiony i szybko cmoknął jej usta
swoimi. Od razu odsunął się od wciąż wstrząśniętej Hermiony.
–
To powinno wystarczyć – mruknął.
Hermiona
wpatrywała się w Draco szeroko otwartymi oczami. Ten drapał się po głowie jakby
zupełnie nie rozumiał jej konsternacji. I nagle ciszę przerwał głośny alarm.
Kilku klientów kawiarni zerwało się ze swoich miejsc i spojrzało na Draco i
Hermionę z wyrzutami.
Minęła
sekunda, a wszystko umilkło. Elf wówczas zaczął głośno zawodzić:
–
Dwa na dziesięć! – zapiszczał najpierw, a później znów zaczął głośno śpiewać: –
Śmiało, śmiało, całuj, nie żałuj!
Hermiona
zakryła sobie uszy. Kelner, który ich obsługiwał podbiegł do nich.
–
Bardzo państwa przepraszam, tego elfa nie powinno tutaj być, wczoraj jego
mechanizm został zalany i uległ zniszczeniu…
Draco
warknął na biednego chłopaka.
–
Proszę go stąd zabrać!
Kelner
jednak jedynie załamał ręce.
–
Nie mogę, nie zamilknie dopóki państwo nie pocałujecie się pod jemiołą. Nie
działają na niego żadne zaklęcia uciszające, przykro mi, tylko państwo mogą go
uciszyć!
Draco
zagryzł wargę i spojrzał na Hermionę. Kręciła głową, wciąż mocno przyciskając
dłonie do uszu. Rozejrzał się i zobaczył, że wszyscy klienci kawiarni
spoglądają na nich z wyczekiwaniem.
Pochylił
się lekko w stronę Hermiony.
–
Mogę? – spytał niepewnie, gdy tylko kiwnęła głową, musnął jej usta swoimi.
Pocałunek był leciutki i trwał zaledwie chwilę, ale emocje, które czuł w tej
chwili Draco dosłownie doprowadziły go do krawędzi.
–
Dwa na dziesięć! – zapiszczał elf i znów podjął swoją pieśń: – Śmiało, śmiało,
całuj, nie żałuj.
Hermiona
wyglądała jakby miała zaraz zwymiotować. Kelner spoglądał na niego
przepraszająco, a jakiś facet siedzący niedaleko rzucił w Draco serwetką.
–
Pocałuj tę kobietę właściwie, człowieku, bo inaczej ten elf nigdy się nie
zamknie! – wrzasnął mężczyzna.
Draco
posłał mu mordercze spojrzenie.
–
Ona ma chłopaka! – wycedził, mężczyzna za to jedynie prychnął głośno i machnął
na nich ręką.
–
Czego oczy nie widzę, tego sercu nie żal! – zawołał, jego głos przebijał się
lekko przez skowyt tego irytującego elfa.
–
Ona ma rację, Malfoy – krzyknęła Hermiona. – Musimy się pocałować!
Draco
spróbował jeszcze raz musnąć swoimi ustami usta Hermiony. Elf jednak tym razem
nawet nie skomentował ich pocałunku. Po prostu zaczął śpiewać kolejną piosenkę.
Hermiona
miała wrażenie, że jej uszy za chwilę dosłownie eksplodują. Poczuła jak jej
policzki purpurowieją ze złości.
–
Cholera jasna, Malfoy! Nie całuj mnie jak swojej matki! Pocałuj mnie właściwie!
– warknęła na niego. Kilka osób zawtórowało jej, w tym ten wredny klient
siedzący przy stoliku obok.
Draco
spojrzał jej głęboko w oczy, pochylił się w jej kierunku i ujął dłonią jej
podbródek. Jego dotyk był lekki i delikatny. Hermiona kiwnęła mu zachęcająco
głową.
Pocałował
ją.
O
Merlinie.
Ich
usta zderzyły się ze sobą, a Hermiona od razu poczuła słodki smak Draco. Jego
usta były tak cudownie miękkie i soczyste, Merlinie, chciała poczuć go bardziej,
mocniej, bliżej. Jego zapach koił jej zmysły, nie rozumiała jak mogła wcześniej
nie czuć tej oszałamiającej mieszanki cytrusów. Draco pachniał wiosną.
Przymknęła
oczy w rozkoszy. Straciła głowę, mogła jedynie myśleć o mocnym nacisku ust Draco
na jej, o jego dłoniach, czuła pod palcami szybkie bicie jego serca. Nic nie
miało dla niej znaczanie, liczyła się tylko chwila. Liczył się tylko Draco. Ujęła
jego policzki w obie dłonie i przysunęła się do niego jeszcze bliżej. Draco nie
czekał ani chwili dłużej, od razu pogłębił ich pocałunek, mocno i agresywnie
atakując jej usta. Przesunął dłonią po policzku Hermiony, pieścił ją po żuchwie,
a sekundę później musnął dłonią jej kark. Hermiona czuła jak rozpływa się pod
jego dotykiem. Wtopiła się w jego ciało i zupełnie zatraciła.
Dotyk
Draco był palący, jego dłonie sunęły po jej karku powolnie, rozpalając jej
skórę. Westchnęła w jego usta, gdy owinął jej włosy wokół palca. Draco
wykorzystał ten moment by zaatakować jej język swoim. Spijał jej ciche
westchnienia z jej ust niczym najlepszy trunek. Hermiona oddała się tej chwili
całkowicie. Krew krążyła jej w żyłach z zawrotną szybkością, jej serce biło
coraz szybciej i szybciej, czuła na języku smak wiśni, poddała się całkowicie.
Liczył się tylko on: krzywizna jego twarzy, miękkość jego włosów pod jej
palcami.
Słodki.
Merlinie.
Nigdy
nie była tak całowana. Czuła jak jej policzki płoną jeszcze mocniej, gdy dłoń
Draco zsunęła się z jej karku i zaczęła błądzić po jej plecach. Jego dotyk
palił jej skórę. Nie liczyło się to, że elf przestał zawodzić, nie liczyło się
to, ze kilku czarodziejów zaczęło bić im brawo.
Liczyli
się tylko oni.
Jego
usta na jej ustach.
Jego
dłonie na jej ciele.
Draco
ugryzł Hermionę lekko w wargę, jęknęła z przyjemnością i przyciągnęła go
jeszcze bliżej do siebie.
Potrzebowała
go bardziej niż kogokolwiek innego.
Nagle
rozległ się huk.
Hermiona
wrzasnęła przeraźliwie, Draco spadł z barowego stołka i upadł wprost pod jej
stopy.
–
Merlinie – sapnęła. Ledwie mogła złapać oddech.
Wszyscy
goście w restauracji przyglądali im się z głupkowatymi uśmiechami. Hermiona
poczuła jak jej policzki płoną. Draco zerwał się z podłogi. Jego włosy były
zmierzwione, koszula lekko przekrzywiona, a usta opuchnięte od pocałunków.
–
Oh, Merlinie – wyszeptała Hermiona. Właśnie całowała się z Draco Malfoyem…
Cholera.
W
tej samej chwili, co Draco wykrzyknęła w kierunku kelnera krótką prośbę:
– Rachunek, proszę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz